sobota, 20 kwietnia 2019

Od Asgrima "Wpadliśmy na chwilę" cz. 2 (cd. Lind)

Kwiecień 2023
Deszcz znowu zaczynał padać. Błękitne krople spadały na ziemię, tworząc kolejną warstwę dziwnego nalotu. Zastanawiało mnie, ile czasu musi jeszcze minąć, zanim i my dołączymy do grona zmutowanych zwierząt albo umrzemy z głodu. Zapasy normalnego mięsa powoli się kończyły, a nasza wataha nie należała do najmniejszych.
Tyle dobrego, że miałem przy sobie książki, których treści mogłem się uczyć na pamięć. Chociaż dzięki jakiejś wilczycy z Watahy Czarnego Kruka, mającej polowania razem z Torance, wzbogaciliśmy się o jakieś tomiki poezji. Wyszukane wiersze nigdy specjalnie mnie nie interesowały, ale z pewnością były ciekawsze niż czytane po raz nie wiadomo który romanse. Mogłem chociaż dłużej zastanowić się nad każdym słowem, szukając ukrytych znaczeń.
Pochylałem się nad książką, czytając o smutnej dziewicy, co "rozpuściła na wiatr włoski i łzami skropiła lica"*, gdy do jaskini wpadła Lind wraz z jej nietypowym towarzyszem. Wilczyca wbiegła do jaskini, uderzając głową o ścianę, znajdującą się tuż przy wejściu. No tak, chyba jeszcze nigdy nie była w naszej jaskini i nie była do niej przyzwyczajona. Nawet ja wpadałem na nią na samym początku.
Wymieniłem spojrzenia z Tori i podeszliśmy do naszych niespodziewanych gości. Towarzysz (którego imienia nie mogłem sobie teraz przypomnieć) zeskoczył z grzbietu samicy i rozejrzał się po jaskini.
- Cześć Lind.
Wilczyca słysząc mój głos, poderwała się z ziemi i od razu spojrzała na mnie i Tor. Zmierzywszy nas spojrzeniem, uśmiechnęła się odrobinę nerwowo. Wyglądało na to, że - podobnie jak my - nie spodziewała się, że kogoś spotka.
- Cześć... Strasznie przepraszam was za najście. Zaskoczył nas "deszcz" i... e...
- I nie mamy już jaskini - skończył za wilczycę jej towarzysz. Zerknąłem na niego w momencie, gdy bezceremonialnie zrzucił na ziemię swój plecak. Patrząc na niego, obawiałem się, że może mieć w środku jakieś niebezpieczne przedmioty, którymi zdemoluje całą jaskinię.
Tori zdawała się nie podzielać moich obaw lub przynajmniej wolała się zamiast tego skupić na pozbawionej jaskini Lind.
- Naprawdę? Jak to się stało?
- Lawina odcięła zupełnie dostęp do środka. Moglibyśmy przeczekać ulewę u was?
Byłem zbyt zajęty przyglądaniem się spod przymrużonych podejrzliwie powiek Odmieńcowi, by odpowiedzieć. Na szczęście Torance mnie wyręczyła. Trochę by było niemiło, gdybyśmy oboje milczeli.
- Nie ma problemu. Prawda?
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że ostatnie słowo było skierowane do mnie. Odwróciłem na moment wzrok od dziwacznego stworzenia i od razu natknąłem się na groźne spojrzenie mojej partnerki. Tak jakbym zamierzał wyrzucić Lind na tę okropną ulewę.
- Żadnego - zapewniłem.
- Dziękuję - westchnęła Lind i odeszła na bok, prawdopodobnie by pozbyć się niebieskawego nalotu, który już zadomawiał się na jej białej sierści.
Zwróciłem się z powrotem na Odmieńca i obserwowałem, jak ściąga swój płaszcz i wykręca, by pozbyć się dziwnej wody. Następnie odsunął swoją (odrobinę przerażającą) hełmo-czaszkę i oczyścił kolorowe piórka, które były do niej przyczepione.
Gdy skończyli się oporządzać, przybysze usiedli pod jedną ze ścian jaskini. W jaskini pewnie zapanowałaby cisza, gdyby nie to dziwne stworzenie, które wyciągnęło ze swojego plecaka... coś. Długi, spłaszczony i szeroki patyk miał przywiązane do niego nitki. Kończył się on jakimś rozszerzeniem z pokrętłami, z którymi właśnie walczył Odmieniec. Z drugiej strony był przyczepiony do okrągłej miski. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakieś narzędzie tortur (biorąc pod uwagę, że towarzysz mojej znajomej nosił na pysku wilczą czaszkę, miałem powody by mu nie ufać), jednak potem zauważyłem pewne podobieństwo do gitary, na której czasem grywał Joel. Z pewnością nie był to jednak ten sam instrument.
- Co umiesz na tym zagrać? - spytałem, nachylając się w jego stronę. Jakkolwiek osobnik nie byłby dziwny, to osoby tworzące muzykę nie mogły być złe, prawda?
- Dużo rzeczy.
- A tak na przykład?
Zastanawiało mnie, czy dźwięki z tego instrumentu, będą brzmiały całkiem inaczej niż na gitarze. Jakby nie było, wyglądały one podobnie, lecz nie były tym samym. Na szczęście nie musiałem długo czekać. Odmieniec zaczął przejeżdżać łapą wyposażoną w długie szpony po strunach, wydobywając z instrumenty wesołą melodyjkę. Patrzyłem z uwagą na jego ruchy i nie mogłem się nadziwić, że ktoś taki może tak ładnie grać. Przez cały utwór uderzałem delikatnie ogonem o ziemię, starając się wpasować w rytm. Wydaje mi się, że szło mi nie najgorzej. Kiedy skończył, postanowiłem spytać Odmieńca o słowa. Wtedy melodyjka mogłaby stać się prawdziwą piosenką.
- Są po grecku. Chyba żadne z was tu obecnych nie zna greki - odpowiedział, zerkając na nas.
Pokręciłem łbem.
- Ale może mógłbyś zaśpiewać i tak? - poprosiłem.
Odmieniec pogładził się po brodzie i wzruszywszy ramionami, zaczął znowu grać. W pewnym momencie, nie odrywając wzroku od instrumentu, dodał do tego własny śpiew. Miał czysty i melodyjny głos, którego się bardzo miło słuchało.
Ponownie zacząłem uderzać ogonem o ziemię, jednak po chwili stwierdziłem, że to za mało. Wprawiłem w ruch własne łapy i dodawałem do piosenki coś swojego. Jednak, zaledwie po kilku uderzeniach towarzysz przestał grać i zmierzył mnie spojrzeniem.
- Co ty właściwie robisz?
Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodziło.
- Jak to co? Też tworzę muzykę, a na co innego ci to wygląda?
- Zaburzanie rytmu - stwierdził Odmieniec.
Torance parsknęła śmiechem, więc posłałem jej groźne spojrzenie. Chociaż moja partnerka mogłaby być po mojej stronie, bo na Lind raczej w tej kwestii nie liczyłem. Niemniej wolałem się upewnić, czy przypadkiem nie przyszło jej do głowy poprzeć oczywistych bredni, które rozpowiadał jej towarzysz. Wilczyca jednak uniosła wzrok ku górze, nie biorąc niczyjej strony. Chociaż tyle.
- Na mnie nie patrz, ja nie wiem jak działają te jego melodie sprzed pół wieku.
- Mają więcej niż pół wieku - sprostował Odmieniec.
- Ile to jest?
Zerknąłem na Tori i zobaczyłam, jak marszczy brwi, próbując sobie przypomnieć (czy nadać - kto to wie?) znaczenie tego wyrażenia. W pierwszej chwili chciałem odpowiedzieć jej z wielką satysfakcją w głosie, jednak w porę uświadomiłem sobie, że też nie znałem odpowiedzi. Starając nie dać tego po sobie poznać, spojrzałem na Lind i jej towarzysza, licząc tym samym, że wyjaśnią ile to właściwie jest to całe "pół wieku".
- No... Dużo. Bardzo dużo - odpowiedziała Lind.
Pokiwałem głową, przytakując jej. Z pewnością wiedziała, o czym mówi.
- Nie będę już sobie nawet strzępił języka... - mruknął właściciel dziwnego instrumentu. W jego głosie kryła się pogarda skierowana do nas, głupich i niewyedukowanych wilków.
- Ej, ja tylko nie znam tego słowa! Pół wieku to dziesięć, dwadzieścia czy... - Tori zamilkła na moment, wyraźnie zastanawiając się jaką liczbę mogłaby jeszcze podać - sto?
Pokręciłem łbem z niedowierzaniem. Niby znałem ją nie od dziś i spodziewałem się, że będzie drążyć temat, ale... Cóż, jej chęć uczenia się takich nieistotnych rzeczy była naprawdę zadziwiająca.
Torance zauważyła mój ruch (lub potrzebowała się na kimś wyżyć, a ja znajdowałem się najbliżej - ta opcja też była całkiem możliwa) i nie spuszczając wzroku z Odmieńca, szturchnęła mnie.
- Rozmawiam z Tingiem, zamknij się.
Uniosłem łapy na znak poddania się.
- Nic nie powiedziałem!
Wilczyca jednak obrała tym razem inną taktykę - zignorowała mnie. Postanowiłem się tym nie przejąć - wiedziałem, że wilczyca nie wytrzyma tak długo. Mnie się nie dało tak po prostu ignorować.
Ting (ha! w końcu poznałem jego imię i to bez ośmieszania się - sukces!) majstrował coś przy swoim gitaro-podobnym-czymś.
- Pół wieku to pięćdziesiąt lat - odparł.
Lind pokiwała łbem, potwierdzając jego słowa, więc nie postanowiłem być gorszy. Choć szczerze powiedziawszy, to całe "pieńdziesiąt" czy jak to tam szło, też nic a nic mi nie mówiło.
- To faktycznie dużo.
Zerknąłem na Tori, która wydawała się znowu o czymś rozmyślać. No co za wadera! Czy ona może chociaż przez chwilę nie zastanawiać się nad jakimiś dziwnymi rzeczami?
- Czyli wiek to sto lat. Hmm... - mruczała do samej siebie - Ciekawe czy Yuki to wiedziała...
- Czemu przypomina ci to akurat Yuki? - spytała Lind. Jej towarzysz nie przejął się wspomnieniem wilczycy; dalej bawił się tym swoim instrumentem.
- Była moją opiekunką...
I tu postanowiłem się wtrącić, ryzykując tym samym utratę życia.
- Nadal nie wiem, jakim cudem jeszcze żyjesz.
Tori posłała mi spojrzenie mówiące: "Nadal nie wiem, jakim cudem jeszcze cię nie zabiłam".
- Kiedy byłam jeszcze szczeniakiem - kontynuowała - To ona nauczyła mnie liczyć i czytać.
- Czyli jednak nie wszyscy są tu tak niewyedukowani!
Ting przestał na chwilę majstrować przy tym czymś (powinienem w końcu spytać, jak "to coś" się nazywa). Na jego słowa z kolei oburzyła się Lind.
- O mnie mówisz?!
- Też.
Parsknąłem śmiechem, słysząc spokojną odpowiedź Odmieńca. Ich kłótnie były cudowne. Niestety, Torance postanowiła się wtrącić, co w żadnym stopniu nie uspokoiło naszej koleżanki.
- Jak widać nie.
- Może zechcesz zostać skrybą Pierzastej, Ruda? Mam dość pisania listów dla niej - zaproponował Ting.
Moja partnerka wzruszyła ramionami z uśmiechem i zerknęła w stronę białej, prawdopodobnie próbując ją uspokoić samym spojrzeniem.
- Jeśli nauczysz mnie pisać, to nie ma problemu. Dopiero niedawno opanowałam zmianę w człowieka, a wilcze pazury nie są najlepsze do tego rodzaju prób.
- A... Myślałem, że umiesz - mruknął z lekka zawiedziony Odmieniec - Chociaż... Ludzie mają kciuki...
- No, mnie nie chciał nauczyć tylko dlatego, że nie mam długich kciuków.
- Próbowałaś kiedyś pisać z długopisem z pomocą łap lub pyska? Jest to zarówno bardzo trudne, jak i wygląda dość zabawnie - uśmiechnąłem się i wykręciłem pysk, udając, że czymś piszę. Z jakiegoś powodu moja mała inscenizacja została jedynie skomentowana krzywym spojrzeniem Tinga, a nie powszechnym uwielbieniem. Dziwne.
- Właśnie! Nie wiem, czy mówiłam, ale nauczyłam się ostatnio zmieniać w człowieka! - W głosie Lind pobrzmiewała duma.
- Moje gratulacje - wtrąciła Tori.
- Zaklaskałbym, ale... - zamilkłem na moment - Chociaż, czemu nie?
Czym prędzej zmieniłem formę na ludzką i z pomocą dłoni zacząłem entuzjastycznie klaskać.
- Jak chcesz, możemy sobie urządzić tutaj pogawędkę jako ludzie. Oczywiście jeśli... - przerwałem, nie wiedząc, jak sformułować koniec tego zdania. - No wiesz...
- Mam ubrania, ale nie lubię się zmieniać. Jest to.. Strasznie bolesne.
- Nie mam doświadczenia, ale... Nie bolało aż tak, nawet za pierwszym razem - Tori zmarszczyła brwi.
- Pewnie uspokoiłaś samą siebie. Na początku może nieźle zaboleć, ale z czasem przypomina raczej nieprzyjemne łaskotanie, a przynajmniej tak jest w moim przypadku - wyjaśniłem, uśmiechając się.
Lind zmrużyła oczy, zastanawiając się moment.
- W sumie... Mam za sobą dopiero dwie przemiany... Pięć z przemianą zwrotną.
- Cztery - poprawił ją Ting, za co w podziękowaniu otrzymał szturchnięcie.
Wzruszyłem ramionami.
- Jeśli chcesz możesz spróbować przy nas. Tori mogłaby ci pomóc. Ból raczej nie zniknie, ale powinien być łatwiejszy do wytrzymania.

<Lind?>

* nawiązanie do "Rybki" Adama Mickiewicza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz