piątek, 19 kwietnia 2019

Od Leah "Pierwsze wiatry"

Czerwiec 2023 r.
W drodze od kilku godzin. Dopiero wtedy uderzyła mnie tęsknota. Nie przypuszczałam, że aż tak zżyję się z tym miejscem... Kiedy minął cały ten czas? 
Nigdy bym nie podejrzewała, że skończę podróżując na grzbiecie smoka w poszukiwaniu nowego domu. Najgorszy był start i pierwsze minuty. Myślałam, że mając doświadczenie w powietrzu poradzę sobie choć trochę lepiej od innych wilków, ale chyba się przeliczyłam. Niemal zsunęłam się z grzbietu Passera, a uratowało mnie tylko to, że udało mi się zahaczyć o jedną ze skrzyń. Później było w miarę stabilnie.
Wielkim plusem podróży na smoczym grzbiecie, przynajmniej dla mnie, był zacinający na tych wysokościach wiatr. Świszczące w uszach podmuchy zbijały gorąco i dawały mi poczucie przyjemnego chłodu. Podejrzewałam, że dla innych to trochę uciążliwe, ale mi jak najbardziej odpowiadało, a przynajmniej do momentu, gdy pozostawałam w wilczej formie. Ludzkie ciało dużo gorzej znosiło niską temperaturę, ale o wiele łatwiej było się utrzymać. 
Kolejną zaletą były zapierające dech w piersiach widoki pod nami. Ogromne połacie lasów, malownicze jeziora i górskie stoki w promieniach słońca, a nad nami, gwóźdź programu, barwne chmury, płynące powoli po niebie. Coś niesamowitego.
Pomimo wrażenia jakie wywarły na mnie mijane krajobrazy z ulgą przyjęłam wiadomość o kilkugodzinnej przerwie. Zsunęłam się na ziemię, podziękowałam Passerowi i ruszyłam przed siebie, by trochę rozprostować nogi. Okolica nie różniła się zbytnio od tego co pozostawiliśmy za sobą, odniosłam tylko wrażenie, że rośliny są trochę mniejsze, a drzewa, z przewagą iglastych, rosły znacznie rzadziej. Trawa była tak wysoka, że stojąc wyprostowana ledwie byłam w stanie się rozejrzeć. Trochę zaniepokoił mnie ten fakt, ciężko będzie patrzeć pod nogi. Może w tej okolicy żyją jadowite węże albo stworzenia pokroju demonicznych zwierząt? 
Wolałabym się o tym nie przekonywać na własnej skórze.
Z uwagi na porę obiadową zwołano naszą grupę polowań. Od czasu kiedy zmieniłam pełnioną funkcję zaszły pewne zmiany w składzie, jak na przykład objęcie stanowiska przywódcy przez Tori i pojawienie się Bezumstvo. Idealnie czarny basior znacząco wyróżniał się nawet przy nieco ciemniejszych wilkach z dawnej Watahy Czarnego Kruka. Błyskał białymi kłami w trochę głupim uśmiechu, przysiadłszy na udeptanej murawie. Usiadłam kawałek dalej, starając się nie zapomnieć o przestrogach dotyczących rozmowy z tym osobnikiem. Jak dłużej się nad zastanowić, to trochę przykra historia. Nie móc z nikim normalnie porozmawiać…
Ktoś już wcześniej wytropił pokaźne stado saren, więc jedynie szybko omówiliśmy taktykę i natychmiast wyruszyliśmy w drogę. Zwierzęta w tym miejscu nie były aż tak czujne, ich grupa była też znacznie większa niż te, które spotykaliśmy na starych terenach. Dotarliśmy do nich już po kilkunastu minutach. 
Stawiliśmy się w ustalonych punktach. Miałam dobry widok na stado, stojąc w trawiastej gęstwinie pod cieniem powalonego pnia, nad niewielkim stawem, przy którym zwierzęta właśnie zaspokajały pragnienie. Czekałam w napięciu na sygnał do ataku stojącej niedaleko Torance. Przestąpiłam z nogi na nogę, czując jak adrenalina zaczyna buzować w moich żyłach. Nagle poczułam jak następuję na coś ostrego, a przez moją łapę jakby przeszedł prąd. Z trudem powstrzymałam się od warknięcia, zerknęłam w dół na sprawcę bólu. Moim oczom ukazał się niewielki kamień o ostrych krawędziach i specyficznym, niebiesko-różowym połysku. Był śliczny, srebrzysta barwa przywodziła na myśl taflę jeziora. Postanowiłam powrócić w to miejsce po polowaniu i go zabrać. Powoli uniosłam głowę, ponownie zastygając bez ruchu.
Padła komenda. Spłoszone sarny obejrzały się w kierunku z którego dochodził dźwięk, w tym samym momencie wystartowaliśmy. Płowe parzystokopytne wystrzeliły przed siebie… śmiesznie powoli. Prawie dawałam im fory.
Wkrótce do akcji włączyli się atakujący i zabijający, a koniec końców padło aż osiem saren, jak skomentował to ktoś orientujący się w sztuce liczenia nieco lepiej ode mnie. Doskonały wynik. 
Tak jak postanowiłam po posiłku powróciłam nad stawek i ponownie odszukałam srebrny kamień. Było w nim coś hipnotyzującego. Nie spiesząc się zbytnio powróciłam do miejsca, gdzie rozbiliśmy obóz.

Uwagi: Brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz