piątek, 19 kwietnia 2019

Od Crane'a "Na chwilę przed odlotem" (C.D. Edel)

Czerwiec 2023
Odkręciłem butelkę i wsunąłem pod bieżącą wodę Wodospadu. Parę razy przepłukałem naczynie. Nie wiem co w nim kiedyś trzymano, może jakiś eliksir, może tylko pospolite zioła, ale na wszelki wypadek pozbyłem się resztek. Kto wie, czy woda, którą chcę zdobyć nie zareaguje na inne odczynniki. Nie chciałbym żeby straciła swoje właściwości. 
Wziąłem butelkę w pysk i ruszyłem dalej w znanym mi kierunku. Czułem się trochę nieswojo, wkraczając znów na tę ścieżkę. Kojarzyła mi się ona tylko z eliminowaniem zagrażających mi osobników.
Już kilka wilków przecież tędy prowadziłem. A potem... każdego z nich wpychałem do Jeziora Zapomnienia...
Spuściłem nieznacznie wzrok. Przez chwilę dosięgnęło mnie coś na kształt poczucia winy. Natychmiast odpędziłem te myśli. Zrobiłem co musiałem - powiedziałem sobie. Najważniejsze, że nikt o tym nie wie.
Po jakimś czasie dotarłem nad wspomniany zbiornik wodny. Lśniąca tafla delikatnie falowała, stwarzając pozór zupełnie niegroźnej. Położyłem butelkę na ziemi i podszedłem do jednego z pobliskich drzew. Szybko znalazłem odpowiednio długi konar i odłamałem go od pnia. Nie wymagało to nawet dużego wysiłku; był uschnięty i już naruszony przez wichury. W rozwidlony koniec gałęzi wcisnąłem odkręconą butelkę. Upewniwszy się, że naczynie nie wypadnie, wziąłem konar w pysk i powoli podszedłem nieco bliżej brzegu. Wyciągając szyję, użyłem swojego patentu, by nabrać wody, na której tak mi zależało. Już za pierwszym podejściem napełniłem szklane naczynie po brzegi. Następnie bardzo powoli i bardzo ostrożnie wycofałem się, nie ruszając głową. Oparłem konar na jakimś kamieniu i wypuściłem z pyska. Westchnąłem z ulgą, widząc, że niczego nie rozlałem. Usiadłem na ziemi i spojrzałem w niebo. Teraz nadszedł czas na małą próbę cierpliwości. Muszę czekać, aż woda na zewnątrz butelki wyschnie, bym mógł w ogóle ją dotknąć. 
Pilnowałem, by nie rozkojarzyć się, ani tym bardziej nie przysnąć. Nawet na chwilę nie opuszczałem uszu, które pierwsze powiadomiłyby mnie o ewentualnej obecności kogoś jeszcze. Uznałem że lepiej zachować w tajemnicy, czym będzie zawartość tej butelki. Oby wilk, z którym będę dzielić kosz na bagaż nie zechciał tego pić. 
Po upływie parudziesięciu minut podszedłem do naczynia i dokładnie je obejrzałem ze wszystkich stron. Zdawało się być suche. Zdawało... Postanowiłem odczekać jeszcze trochę. Mam czas. Wróciłem na swoje poprzednie miejsce. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy, aż wreszcie zdecydowałem, że jestem bezpieczny i mogę podnieść butelkę. 
Ze zdobytym zapasem wody z Jeziora Zapomnienia, ruszyłem szybkim krokiem z powrotem w stronę Gór. Najpierw zgarnę z jaskini Medalion Śmierci i kilka mało istotnych przedmiotów, a potem pójdę na Mniejszy Szczyt, gdzie pakowane są bagaże. Miejmy nadzieję, że nikt nie widział jak bardzo się oddaliłem podczas przygotowań do odlotu. 
***
Wkrótce wyszedłem ze swojego lokum i ruszyłem szlakiem ku górze.
Nagle zauważyłem w oddali kilka znanych mi wilków z Watahy Czarnego Kruka. Rozpoznałem pośród nich Volgę, więc natychmiast zawróciłem. Ten basior jest jednym z lekarzy; mógł rozpoznać butelkę, którą ukradłem ze Szpitala. Co prawda medycy zabierali stamtąd tylko niezbędne zapasy, nic nie wskazywało an to, że zechcą zgarnąć także te na wpół puste naczynie... ale lepiej nie będę się chwalić, iż w tej sytuacji ja się nim zaopiekowałem. Gdyby te resztki które z niej wypłukałem okazały się być cenne, albo rzadkie... mógłbym mieć problem z wytłumaczeniem sytuacji. Szybko wróciłem do swojej jamy i poczekałem tam, aż grupka przejdzie obok. Dla niepoznaki udałem, że czegoś szukam pośród uschniętych liści i innych śmieci walających się po jaskini. Wygląda na to, że będę musiał omijać szerokim łukiem większość wilków, które często przebywają w Szpitalu. Wyrzucałem sobie w myślach, że przecież wystarczyło kogoś poprosić o pustą butelkę. Nie musiałbym się teraz przed nikim chować.
Paręnaście minut później przyszedłem na miejsce, gdzie już lądowały smoki, którym przywiązywano na grzbiet kosze z naszym dobytkiem. Wyminąłem kilka kręcących się tu wilków. Wtem usłyszałem znajomy głos. 
- Crane? - jego właścicielką była Lind. 
- Cz... cześć - wymruczałem w odpowiedzi. Mówiłem trochę niewyraźnie przez butelkę i Naszyjnik Pożywienia trzymane w pysku. 
- Tylko tyle bierzesz? - spytała i spojrzała na mój szalik. W obawie, że widać spod niego Medalion Śmierci (który przywiązałem do Medalionu Nieśmiertelności) zrobiłem to samo. Na szczęście uwagę wadery zwrócił tylko Medalion Giętkiego Kota, znajdujący się nad kawałkiem materiału.
- Tak - odparłem krótko. 
Chciałem ruszyć dalej, ale zatrzymałem się, kiedy usłyszałem kolejne pytanie wilczycy.
- Na którym smoku lecisz? 
- Nie wiem... - Zamurowało mnie. - Już wiadomo kto na którym smoku leci?
- Już od dawna - odparła wilczyca, zdziwiona poziomem mojego niedoinformowania. Ja sam jednak byłem bardziej zszokowany. Spojrzałem na nią nie wiedząc, co powiedzieć.
- Chodź, pomogę ci dowiedzieć się, gdzie jeszcze są wolne miejsca - zaoferowała, a raczej zarządziła wadera.
Poczułem delikatne popchnięcie wiatrem w kierunku, w którym pobiegła. Chcąc, nie chcąc ruszyłem za nią, nadal nie wierząc, że to całe ustalanie miejsc na konkretnych smokach, umknęło mojej uwadze. Nie miałem pojęcia, jak do tego doszło.
Następne chwilę upłynęły dosyć szybko. Krążyłem razem z Lind po najbliższej okolicy i czekałem aż skończy wszystkich wypytywać o miejsce dla mnie. Nie wyłapałem szczegółów żadnej z tych rozmów. Byłem zbyt rozkojarzony, a do tego każda konwersacja trwała mniej niż minutę. Przeszkadzały mi tylko spojrzenia rozbawionych wilków, które zbierałem.
Wreszcie moja znajoma zaprowadziła mnie do wyjątkowo małej smoczycy o różowo-srebrnych łuskach. Samica akurat leżała i odpoczywała. Podniosła głowę, słysząc jak Lind woła ją po imieniu. 
- Diligitis! To prawda, że masz na razie tylko jednego pasażera? - spytała wadera.
- Prawda - padła krótka i rzeczowa odpowiedź. 
- A masz przewozić dwóch? - pytała dalej moja koleżanka. 
- Mhm.
- Fantastycznie! - wilczyca wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - To jest Crane - skinęła na mnie. - Wygląda na to, że będzie tym brakującym pasażerem.
Uśmiechnąłem się, lecz było to wymuszone. Nadal nie było mi do śmiechu. Ta smoczyca wyglądała na dosyć wątłą i słabą w porównaniu do pozostałych uczestników wyprawy tego gatunku. Ten kontrast nie napawał mnie optymizmem.
- Z kim jeszcze będę leciał? - spytałem wreszcie, odkładając butelkę z wodą i Naszyjnik Pożywienia na ziemię. 
- Z Edel - oznajmiła Diligitis, uśmiechając się i mrużąc oczy. 

<Edel>

Uwagi: Brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz