piątek, 19 kwietnia 2019

Od Cess "Dziewiczy lot" cz. 1 (cd. Magnus)

Czerwiec 2023
Nadszedł dzień przeprowadzki. Warunki pogodowe były tak złe, że stracono nadzieję na ich poprawę. Nie było takiej możliwości. Ciężkie chmury, porywisty wiatr i dziwne opady nie zamierzały opuścić naszych terenów. Nawet jeśli by to zrobiły, to i tak szanse na odbudowanie obszarów watahy graniczyły z cudem. Biblioteka już dawno uległa zawaleniu, zbiorniki wody były skażone, a poprzewracane drzewa utrudniały poruszanie się. Leżały one dosłownie wszędzie. Jedyne góry zostały bez większych zniszczeń. W końcu nie znajdowało tam się nic, co wiatr mógł poszarpać. Niebieski nalot, natomiast znajdował się wszędzie. 
Z dezaprobatą pokręciłam łbem, przyglądając się swojej jaskini po raz ostatni. Choć nie była urządzona tak, jak jaskinie reszty członków watahy, to i tak mogłam z czystym sercem nazwać ją przytulną norą. Spędziłam tu ostatnie miesiące i choć powoli miałam jej dość, to jednakże będę tęsknić. Żal mi było rozstawać się z nią. Było to najbezpieczniejsze miejsce na Ziemi… - pomyślałam smętnie i wyszłam z niej. 
Wszystkie wilki zaczęły zmierzać w jednym kierunku. Tam bowiem Alfy nakazały się nam zebrać, od razu gdy pogoda się poprawi. Każdy z nich miał jakiś bagaż. Książki uratowane z biblioteki, torby, eliksiry czy jakieś inne ważniejsze dla kogoś przedmioty. Jako, że ja nie miałam nic cennego ze sobą, postanowiłam, że zaproponuje komuś przechowanie jego rzeczy lub uratowanych książek. Padło właśnie na te ciężkie i ważne księgi. Niektórzy uważali, że wszystkie ocalałe są ważne. Nie zamierzałam zaprzeczać. Nie znałam się na tym, a moje zdolności czytania akuratne były właściwie żadne. Nie rozumiałam znaczków, zamieszczonych na pożółkłych kartkach oprawionych skórą. Jedyne, które kojarzyłam występowały rzadko. Różniły się one od reszty. Jednak i tych symboli znaczenia nie znałam. Nie pasjonowały mnie lektury, a w bibliotece byłam tylko raz - aby zgarnąć kilka książek, nim wyruszymy. 
Gdy dotarliśmy na umówione miejsce, zaczął się chaos. Podekscytowane szczeniaki biegały wszędzie. Wilki, które wcześniej tego nie zrobiły, pakowały swoje rzeczy do skrzynek, które każdy musiał brać na spółkę z kimś innym. Wzrokiem szukałam pustej skrzyni, którą dostrzegłam od razu. Przytargane przez siebie księgi włożyłam do jej środka, zajmując dokładnie połowę wyznaczonego dla mnie miejsca. Ułożyłam je równiutko i usiadłam obok pudła. Zaczęłam się rozglądać. Już od dawna nie widziałam tylu członków w jednym miejscu. Było nas naprawdę dużo. Zatęskniłam za tym i choć większości wilków z Watahy Czarnego Kruka nie znałam, to widok ich mordek sprawił, że mój dzień stał się lepszy. 
- Można? - z chwili zamyśleń wyrwał mnie głos Magnusa, który podszedł do mnie oraz skrzynki. Kiwnęłam głową, a ten zaczął wkładać do niej różne przedmioty. - Książki? - zapytał, widząc mój bagaż. Uśmiechnęłam się lekko i pokiwałam twierdząco łbem. - Myślałem, że nie czytasz.
- Bo nie czytam. - odpowiedziałam, starając się zachować powagę. Ostatnie wydarzenia działały tylko na moją niekorzyść. Wyszłam przed basiorem na waderę humorzastą i niezdecydowaną. Musiałam, jak najszybciej odzyskać swój honor oraz szacunek. Starałam się, więc odpowiadać zwięźle i na temat, bez owijania w bawełnę i słodkie kłamstwa. - Nie rozumiem i raczej nigdy nie zrozumiem tych dziwnych szlaczków. 
- Wszystkiego można się nauczyć. - stwierdził, uśmiechając się pokrzepiająco do mnie. 
- Musiałabym mieć dobrego i cierpliwego nauczyciela. Bardzo cierpliwego… - westchnęłam, uśmiechając się już słabiej. Aby mnie czegoś nauczyć, potrzeba wiele czasu i chęci, moich przede wszystkim. Czytać, pisać i liczyć nie próbowałam nigdy. Zbyt bardzo bałam się porażki. Przyczyną tego też było moje utwierdzenie o braku potrzeby. Te umiejętności były mi zbędne i po prostu nie potrzebne. 
Moja radość i spokój zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Nastąpiło to z czasem, gdy pojawił się nasz transport - wspomniane przez Alfy smoki. W jednym momencie zmroziło mi krew w żyłach, a ja stałam się jakby sparaliżowana. Moja łapy zaczęły się trząść, a ja czułam, że tracę nad nimi kontrolę. Wizja latania na smoku, jak dotąd nie była najgorsza. Mogłabym nawet powiedzieć, że towarzyszył mi swego rodzaju spokój i entuzjazm. Dopiero, gdy ujrzałam jak wielkie i dziwne są te istoty, zaczęłam żałować wszystkiego co sprawiło, że znalazłam się w tym miejscu. Ogarnął mnie niepokój oraz strach. Obraz wspaniałej przeprowadzki, zmienił się w coś przerażającego. Kolejne smoki przybywały, a ja przyćmiona szokiem, zaczęłam się gorączkowo wycofywać, będąc gotową do ucieczki. W ten sposób wleciałam na Magnusa, który obserwował moją reakcję na stworzenia. 
- Ej Cess, spokojnie! - powiedział, marszcząc brwi. Spojrzałam na niego i przełknęłam głośno ślinę. Zachowywałam się jakbym była zającem, który ujrzał stado polujących wilków, które jeszcze nie dojrzały go samego. Wiedział zapewne, że jego słowa niewiele dadzą, ale starał się brnąć w to dalej, aby przekonać mnie. - Przecież nic ci nie zrobią! 
- Zjedzą, spalą, zrzucą… - zaczęłam wymieniać, ale basior spojrzał na mnie błagalnie, więc przestałam. - Jestem zwierzęciem wodno-lądowym! Ja nie latam! 
- To masz szansę sobie polatać, to będzie niezapomniana przygoda! - uśmiechnął się szeroko do mnie. Popchnął mnie swoim łbem, abym wstała i ruszyła się z miejsca. Ja jednak ani drgnęłam. 
- Ja woda. One ogień. - powiedziałam wyraźnie, aby dokładnie zrozumiał mój przekaz. - Kompletne przeciwieństwa! 
- No popatrz… - rzekł kąśliwie. - Przeciwieństwa jakoś się przyciągają… 
- Jasne… - wzruszyłam ramionami nieprzekonana i przewróciłam oczyma. Zostałam po raz kolejny pchnięta przez wilka. Nie poddawał on się, a przez jego poczynienia odległość pomiędzy nami, a smokami niebezpiecznie się zmniejszała. 
- Zresztą podróż na smokach jest nieunikniona, więc się w końcu rusz i wybierz jakiegoś spokojnego, póki jakieś jeszcze są. - burknął, popychając mnie po raz ostatni, a następnie stanął koło mnie. Był bardzo poważny i nieustępliwy w tamtym momencie, jakże dla mnie trudnym. Czekał, aż łaskawie ruszę swój wilczy zad i podejdę z własnej (wcale nie przymuszonej) woli do latających istot. Wzdrygnęłam się i niepewnym, chwiejnym krokiem zaczęłam iść ku nim. Każdy smok miał w sobie coś wyjątkowego i innego. Było ich dość sporo, a w większości były już pozajmowane przez wesołe wilczki. Moim zdaniem nie były one odważne, a po prostu głupie. Nie przejmowały się niebezpieczeństwem związanym z lataniem. Przynajmniej nie tak, jak ja. Magnus szedł tuż za mną, podczas gdy ja powolutku szłam obok smoków. Ich połyskujące łuski, przypominały te jak u ryby lub węża, bardziej jak u tego drugiego. Wielkie węże ze skrzydłami. Wzdrygnęłam się na tą myśl. 
Moją uwagę przykuł dość niski, smukły smok, którego łuski przybierały odcień szafiru. Nie wydawał się on tak straszny, w porównaniu do innych, więc postanowiłam do niego podejść. Zaciekawiony gad przyglądał się mi, czułam na sobie jego ostry wzrok. Domyślałam się, że pierwszy raz widział wilka podobnego do mnie. Uśmiechnęłam się nieśmiało, cały czas będąc bardzo sceptyczna. Stworzenie odwzajemniło mi tym samym, przenosząc wzrok na basiora. 
- Witajcie. - powiedział cicho i spokojnie, a ja przestraszona wskoczyłam za Magnusa. Nie spodziewałam się, że smoki potrafią mówić. Było to tak dziwne i zarazem ciekawe uczucie. Słysząc jeszcze przez kilka chwil przyjemny głos samca, odbijający się echem w mojej głowie, zrobiło mi się wstyd. Może obleciał mnie strach, ale reakcja była nieodpowiednia. Mogło mu się zrobić przykro. 
- Cześć! - Wychyliłam głowę zza pleców basiora i zaczęłam ratować niezręczną sytuację. - Mam na imię Cess. Jak cię nazywają? 
- Illae. - rzekł krótko, będąc lekko zmieszany. Podeszłam bliżej, aby móc lepiej się mu przyjrzeć. Nie mogłam oderwać oczu od jego łusek, które hipnotyzowały mnie swoim blaskiem. - Przepraszam, że cię przestraszyłem… 
- To ja przepraszam, za swoją reakcję… - westchnęłam cicho, nadal nie odrywając od niego oczu. Wyraźnie zawstydzony, odwrócił głowę. Stwierdziłam, że to na nim chciałabym odbyć swój pierwszy lot. Wizje spadania ze smoka, zniknęły wraz ze strachem. Konieczność lotu i jak najszybsza organizacja sprawiły, że musiałam się już decydować. Któremuś musiałam zaufać i stwierdziłam, że powierzę swoje życie właśnie Illaemu. Postanowiłam mu zadać to jedno, ważne pytanie, na które oczekiwałam pozytywnej odpowiedzi. - Chciałbyś może zabrać mnie na swoim grzbiecie? 

<Magnus?>

Uwagi: "Z resztą" odnosi się raczej do reszty czegoś. Chodziło ci raczej o partykułę "zresztą", którą piszemy łącznie. Imię "Illae" odmieniamy bez apostrofu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz