czwartek, 11 lipca 2019

Od Cess "Zapisane przeznaczenie" cz. 2

Styczeń 2024 r.
- Niestety jako, że nie umiesz czytać, to pewnie przeliterować swojego imienia również nie... dlatego nie jestem pewien, jak się je pisze - powiedział Elvin, zapisując kilka podobnych wyrazów. 
- Ce-es  - pokręciłam głową lekko zrezygnowana. - Chyba nie tak się literuje? - wpatrywałam się w zapisane przez niego różne wersje mojego imienia. Były dość dziwne. 
- Pierwsze to „ce-e-es”, drugie to „ce-e-es-es”, trzecie „ce-e-es-es-e”, a czwarte „ce-e-e-es”... - mówiąc to, wskazywał na poszczególne literki. 
Znów chwyciłam pióro i wskazałam nim „Ceese”, czyli trzecie wskazane przez niego.
- Skoro to - pokazałam na znajomą literkę „e” - jest „e”, a ja jestem Cess, to na końcu nie mam tego „e”. - zmrużyłam brwi zdezorientowana. 
- Zdarzają się litery nieme w imionach. Różnie to bywa... Lub dane imię czyta się kompletnie inaczej niż pisze. - zgłupiałam. Po co komu nieme litery? 
- To tylko życie utrudnia - stwierdziłam, nadal przyglądając się tym wszystkim imionom. - Te - nadal wskazywałam na „Cesse” - Wygląda lepiej bez tego „e” na końcu - przeniosłam końcówkę pióra na podobne imię, tylko bez znaczka na końcu. Było to „Cess”.
- Właściwie to... skoro nie umiałaś nigdy wcześniej pisać ani czytać, to o ile nie masz żadnej bliższej rodziny, która mogłaby to skorygować, w zasadzie możesz sobie sama wybrać wersję - podrapał się czubkiem wiecznego pióra po głowie. 
- Naprawdę? - uniosłam brew do góry i zaczęłam się zastanawiać. Najładniejszą opcją było właśnie „Cess”. Wyglądało ładnie i schludnie. Pewnie była to zasługa pisma samca. Nie było za długie, ani za krótkie. - To ja bym chciała to - wskazałam na nią, a następnie szeroko się uśmiechnęłam.
- Więc postaraj się zapamiętać i... - nagle urwał - Umiesz zmieniać się w człowieka? - zamurowało mnie.
- Nie... Znaczy tak, ale jednak nie... Kilka razy mi się udało... - zawstydziłam się, ponieważ kompletnie nie spodziewałam się tego pytania. - Jakiś czas temu spróbowałam... - wymamrotałam cicho. Naprawdę nie byłam jeszcze w tym taka doświadczona. 
- Po prostu... w formie ludzkiej znacznie łatwiej jest chwycić narzędzie do pisania. No chyba że masz żywioł powietrza… - odetchnęłam z ulgą. Nie musiałam się ośmieszyć przed nim. 
- Woda - nadal niepewnie mówiłam do niego. Popatrzyłam się na kartkę. Wodą nie mogło się pisać, czy trzymać pióra. Mogłam spróbować, lecz znając moje szczęście, zmoczyłabym papier. - Żywiołu powietrza nie posiadam…
- Ja w sumie bardzo bym chciał żywioł powietrza... po to mi te książki - wskazał na leżącą obok niego kupkę. Powędrowałam wzrokiem na nią. 
- Ja bym chciała... w zasadzie na żywiołach się też nie bardzo znam. W rodzinie głównym była właśnie woda - Chciałam powiedzieć coś mądrego. Jak zwykle, nie udało mi się to. 
- W sumie co się dziwić - zerknął na mój ogon. Spojrzałam w tą samą stronę co on i skrzywiłam się w lekkim uśmiechu. 
- W zasadzie, każdy by się domyślił… - burknęłam cicho, będąc niezbyt zadowolona z tej uwagi. Widząc moją minę Elvin pospiesznie dodał:
- Ale to nic złego. - zabrzmiało to całkowicie szczerze. Nie wytknął mi mojego wyglądu jako wadę. Uśmiechnęłam się do niego miło, nie słysząc żadnego fałszu w jego słowach. 
- Tak naprawdę, nie wyobrażam sobie jakby to było, gdybym jednak nie potrafiła panować nad wodą. - przyznałam.
- Właściwie to może tobie ułatwiać życie bardziej niż mi... Przydaje się głównie przy zmywaniu naczyń - jego smutny wzrok przeniósł się na książki. 
- W walce lub polowaniu czasem się przydaje. Jednak główną radość czerpię z pływania lub zabawy - gdybym mogła, chętnie bym się z nim wygłupiała w wodzie, choć obydwoje jesteśmy dorośli. Zrobiło mi się go szkoda. Wiecznie siedział w tej karczmie. 
- Ja nie mam na to czasu... - powiedział cicho i znowu coś zanotował na kartce. Kolejną literkę. 
- Widziałaś gdzieś podobną literę?
- Przy moim imieniu i przy rekinie - rozglądałam się po zapisanych przez Elvina wyrazach, a następnie je wskazałam.
- I jak sądzisz, w jaki sposób się ją czyta? - jego pytające spojrzenie przeszywało mnie na wylot. Spróbowałam sobie przypomnieć, w jaki sposób literował on moje imię. 
- „Eeye” - dźwięk jaki z siebie wydałam był piskliwy i niezamierzony. Zaśmiał się tak, jak jeszcze dzisiaj nie śmiał się. Było to na swój sposób przyjemne. Polubiłam jego śmiech.
- Po prostu "e".
- Tak, „e” - powiedziałam, wlepiając uparcie spojrzenie w stos kartek. Na mój pysk wdarł się mimowolnie drobny uśmieszek, który zapewne niezbyt szybko miał zniknąć. - Ty masz imię na „e”.
- Zgadza się - mówiąc to, chyba zapisał je na kartce.
- Dużo jest liter? - wypaliłam nagle, patrząc na zapisane imię. Nie rozpoznałam większości liter, które w nim się pojawiły.
- Trzydzieści pięć - odrzekł, a ja spojrzałam się na niego jak głupia. Kolejnej rzeczy nie potrafiłam i kolejny raz było mi wstyd.
- A dużo to? - skrzywiłam się, nie potrafiąc wyobrazić ogromu tej liczby. Zerknął na mnie.
- Nie umiesz też liczyć? - padło pytanie.
- Niestety nie. Nikt mnie tego wcześniej nie nauczył, a potem było to dla mnie zbędne... - westchnęłam głośno. Taka była prawda. Po co komu liczby w lesie?
- Musisz mieć ciężkie życie… - również westchnął, kiwając lekko głową na boki.
- Dlaczego tak sądzisz? - przeniosłam na niego pytające spojrzenie.
- Nie jesteś tak precyzyjna, nie wiesz czy ktoś cię oszukuje... - zaczął kreślić jakieś krótkie kreski.
- Kto chciałby mnie oszukać? I po co? - oburzyłam się i zmarszczyłam brwi. Starałam się przybrać groźny wyraz twarzy, lecz wyszło jak zawsze. Czyli konkretnie mówiąc - nie wyszło. Uśmiechnął się koślawo.
- Tutaj około połowa sprzedawców umie wykorzystać okazję i zabrać ci więcej pieniędzy, niż powinien.
- Nie jest to sprawiedliwe - zmarszczyłam jeszcze mocniej moje brwi.
- Życie nie jest sprawiedliwe - odpowiedział. Mruknęłam coś niezrozumiale. Przemierzałam wzrokiem po całym pomieszczeniu jakbym czegoś szukała. Nie znalazłam tego.
- Lepiej jest się najpierw nauczyć liczyć czy czytać? A co z pisaniem? Wydaje się takie skomplikowane…
- Lepiej uczyć się pisać i czytać na raz... ale sądzę, że najważniejsze jest jednak liczenie - przysunął do mnie kartkę i wskazał linijkę z pionowymi kreseczkami - Tutaj są cztery kreseczki. Tyle liter ma twoje imię - zjechał piórem niżej do kreseczek, które nie zmieściły się w jednej linii.
- A tutaj trzydzieści pięć. Tyle jest liter w alfabecie.
- Dość sporo... - spoglądałam na nie z małym zmartwieniem. Nie byłam pewna, czy dałabym radę je wszystkie zapamiętać.
- Na początku musisz je wykuć, ale im więcej czytasz, tym lepiej idzie. Później już w ogóle się nad tym nie zastanawiasz. - pokiwałam głową, na znak, że rozumiem. Fajnie byłoby umieć płynnie czytać.
- No dobrze... Mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego wielkie litery różnią się od małych? - pochwyciłam w zęby pióro i pokazałam na małą literkę „e” w moim imieniu oraz dużą, która znajdowała się na początku imienia samca.
- Bo jedna to wielka litera "e," a druga mała. Elvin to imię, dlatego jest wielka - nie zrozumiał, co miałam na myśli. Przysunęłam się do niego bliżej i wzięłam wdech.
- Chodziło mi o wygląd. Jakby nie można było napisać „e” tylko trochę większe od reszty... - zwątpiłam, że mnie zrozumiał, dlatego popatrzyłam się na niego błagalnym spojrzeniem.
- Ach. O to chodzi... Po prostu jest to kwestia wygody. Gdy szybko piszesz jednak łatwiej zrobić tak, jak w podanym wzorze. Później możesz to modyfikować wedle własnej zachcianki. - po tych słowach, postanowiłam nauczyć się też pisać. Kiedyś...
- Czyli nie każdy ma takie ładne pismo? 
- Nie - odpowiedział krótko. 
- Jak długo ćwiczyłeś pisanie? Znaczy... kiedy nauczyłeś się pisać? - wpatrywałam się w napisane na kartkach słowa. Uczył się pewnie latami, by osiągnąć tak wysoki poziom. W końcu był uczonym. To chyba wysoki tytuł. Wypuścił powietrze i spojrzał w sufit.
- Pięć-sześć lat temu? - brzmiało to bardziej jak pytanie niż odpowiedź.
- Czyli byłeś szczeniakiem... - pomyślałam głośno. - Znaczy... na moje oko te lata temu byłeś młodziutki... Nie wyglądasz staro i no... - zmieszałam się kompletnie w swojej paplaninie. Znów ogarnął mnie wstyd. - To może ja już skończę gadać, bo nawet to nie wychodzi mi dobrze… - westchnęłam. Popatrzył na mnie z zainteresowaniem. Nie zrozumiałam o co mu chodzi. 
- A ty? Ile masz lat? 
- Chyba...- łapą jeździłam po podłożu, nie chcąc nakłamać. - Znaczy, no nie wiem ile to jest, ale widziałam tyle razy śnieg - wskazałam na kolejne kilka kresek na kartce, które wcześniej narysował Elvin. 
- Czyli pięć-sześć lat... Bo może pierwszego nie pamiętasz - podrapał się ponownie czubkiem wiecznego pióra po rudej czuprynie, bardzo ładnej rudej czuprynie… - W takim razie jestem rok lub dwa starszy.
- To nie tak dużo, prawda? - przekręciłam łeb i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Bliżej mi do grobu niż momentu pojawienia się na świecie - przeraziłam się trochę po jego wypowiedzi. Nie wyglądał na aż tak starego.
- Wolałabym, abyś tak szybko nie umarł - stwierdziłam, nadal robiąc szlaczki na podłodze. Starałam się odwzorować literki, które Elvin umieścił na kartkach. Jednak pomimo to, nadal wpatrywałam się w samca.
- Ja też nie - powiedział takim głosem, jakby nagle zacisnęło mu się gardło. Pospiesznie znowu zaczął coś pisać na papierze, tym razem nowej. Po naszym krótkim przerywniku, wróciliśmy do nauki.

<c.d.n.>

Uwagi: Jeśli liczba nie jest zbyt duża, zapisujemy ją słownie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz