czwartek, 11 lipca 2019

Od Edel "Czuję tylko zagubienie" cz. 5 (cd. Crane)

Styczeń 2024
Crane usiadł, owijając ogon wokół łap.
- Co dzisiaj porabiałaś? - spytał.
Wzruszyłam ramionami, nadal się uśmiechając. Ten samiec działał na mnie tak, że po prostu nie umiałam się nie szczerzyć w jego obecności.
- W sumie nic interesującego. Co prawda byłam na mieście z Redianem, ale szybko się ode mnie odłączył. Nadal nie wrócił - westchnęłam, zerkając na zamknięte drzwi. Nie lubiłam, kiedy ten szwendał się po Białym Mieście. To miejsce nie należało do najprzyjemniejszych, a on nadal był kociakiem...
- Podobno wszystkie koty zachowują się w podobny sposób...
Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Widziałeś kiedyś Elenę? - spytałam, przypominając sobie drobną towarzyszkę moich przyjaciół - No wiesz, kotkę Asa i Tori. Całe dnie podąża za nimi lub siedzi w ich pokoju. - dodałam, kiedy zdałam sobie sprawę, że Crane może nie znać jej z imienia.
- No... nie. Ta parka nie zaprasza mnie do siebie - odparł.
Mój uśmiech zamarł. W głowie stanęły mi wszystkie drobne spory, które przeprowadziłam z Asgrimem i Torance o Crane'a. Zwłaszcza ta druga miała problem z zaakceptowaniem tego, że się z nim zadawałam. A kiedy wyczuła moje uczucia względem niego (czasem nienawidziłam jej żywiołu), wszystko dodatkowo się skomplikowało. Uważała, że basior nie był dla mnie odpowiedni i widocznie nic nie miało zmienić jej zdania. As oczywiście jej ufał, jakżeby inaczej. Jednak w przeciwieństwie do niej, nie przekładał swoich poglądów nad przyjaźń...
- Ach, no tak... Nadal nie rozumiem, czemu tak bardzo cię nie lubią - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Uszy basiora jeszcze bardziej odchyliły się do tyłu.
- Ja też nie. Chyba są w jakiś sposób uprzedzeni do wszystkich wilków z mojej watahy.
- To głupie - stwierdziłam głośno.
- Ta... - opuścił brwi. - Spójrzmy prawdzie w oczy; wilki z Watahy Czarnego Kruka nigdy nie były traktowane wewnątrz watahy tak samo, jak wy.
Westchnęłam. W głowie stanęły mi wszystkie szczeniaki, które zostały zabite lub porzucone jedynie ze względu na to, że urodziły się z nieodpowiednim żywiołem. Widziałam pyski kapłanów, których magia działała w wąskim zakresie, a w uszach szumiały mi wszystkie wyzwiska kierowane pod ich adresem.
- Nie ma jak to segregacja poprzez rzeczy, na które nie mamy wpływu.
Crane mruknął coś na potwierdzenie moich słów. Dopiero po chwili kontynuował wątek.
- Co prawda w waszym stadzie już niewielu zostało, którzy pamiętają te rzeczy, o których opowiadał mi ojciec... - tu urwał.
Przeniosłam się do pozycji leżącej w taki sposób, że pysk złożyłam na przednich łapach. Wlepiłam wyczekujące spojrzenie w basiora, jednak ten milczał.
- Wiesz, że nigdy nie słyszałam tej historii? - spytałam cicho - Dorosłych wilków nie uczą już takich rzeczy...
Spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem.
- Naprawdę? - spytał, szybko odwracając wzrok. - Może to i lepiej...
Uniosłam delikatnie łeb, mrużąc oczy.
- Dlaczego?
- Może faktycznie kiedyś to zaprowadzi do integracji w tym "Stadzie Magicznego Kruka"... - odparł z lekkim zamyśleniem.
- Masz na myśli zapomnienie o całej sprawie?
Wilk skinął łbem.
Zmarszczyłam brwi. Co takiego musiało się wydarzyć, że pomimo upływających lat, niektórzy nadal trzymali się nawzajem na dystans? Musiała minąć chwila, zanim w mojej głowie zrodziła się przerażająca myśl. Oczami wyobraźni widziałam dziesiątki poległych ciał na dawnych terenach watahy.
- Prowadziliście wojnę? - spytałam. Mój głos dość mocno zahaczał o szept. Miałam wrażenie, że o takich rzeczach nie powinno się mówić głośno.
Na pysk Crane'a wkroczył grymas, który chyba w teorii miał przypominać uśmiech.
- Wojna to mało powiedziane.
Po tych słowach pokój zamarł w ciszy. I tym razem była to jej ciężka odmiana. Nie znałam tej historii, nie wiedziałam, co dotknęło przodków między innymi Crane'a, a może i jego samego. Każde możliwe do wypowiedzenia słowo wydawało się być nie na miejscu, więc milczałam. Dopiero sam basior odezwał się jako pierwszy.
- Jeśli jesteś bardzo ciekawa, mogę ci opowiedzieć... Tylko nie chciałbym, żebyś zaczęła przez ten pryzmat inaczej postrzegać moje stado. Ani tym bardziej mnie.
- Większość z was była wówczas szczeniakami, jeśli w ogóle byliście na tym świecie. Nie mieliście na nic wpływu, a błędy przodków są ich błędami - Uśmiechnęłam się niepewnie. - Innymi słowy, ta historia nic nie zmieni w naszych relacjach, nie martw się o to.
Poczułam na sobie jego zmartwione spojrzenie. Nie wierzył mi, a przynajmniej nie w pełni. Westchnęłam i wstałam. Zanim basior zdążyłby się odsunąć, położyłam przednie łapy na jego barkach. Nachyliłam się w ten sposób, że nasze pyski dzieliła odległość myszy. Wpatrywałam się w jego niezwykłe oczy błagalnym wzrokiem. Crane drgnął, jakby miał zamiar się wycofać, jednak koniec końców nie zrobił nic. Patrzył.
- Zaufaj mi, dobrze? - poprosiłam cicho.
- Dobrze - odparł bez wyrazu.
Zabrałam łapy i usiadłam obok na tyle blisko, że z łatwością wyczuwałam ciepło jego ciała. A może po prostu to mi było tak gorąco ze względu na tą bliskość...?
Crane zaczął cicho opowiadać. Mówił o Asai, złej do szpiku kości wilczycy, która przez wiele lat była Alfą Watahy Czarnego Kruka. Okrutna wilczyca ciągle spierała się o znacznie bardziej urodziwe tereny, które należały do Watahy Magicznych Wilków, jednocześnie sprowadzając klątwę na swoich poddanych. Opowiadał o wojnach, które najbardziej zapisały się w historii naszych watah. O tym z czym wiązało się życie w tamtych czasach.
Co jakiś czas zadawałam nieśmiało pytania, by dowiedzieć się więcej. Historia była skomplikowana, długa i wstrząsająca. Nie mogłam uwierzyć, że niektóre znane mi wilki przeżyły to wszystko na własnej skórze. To wydawało się zbyt odległe, niemal nierealne. W jednej chwili przestałam się dziwić wycofaniu, które było nieodłączną częścią wilków z dawnej Watahy Czarnego Kruka.
Widziałam też, że Crane nadal nie był przekonany odnośnie tego, że ta opowieść nic nie zmieniła między nami. Wobec tego, w którymś momencie zmniejszyłam dzielący nas dystans i wtuliłam w jego sierść. Słyszałam głośne bicie serca i próbowałam się na nim nie skupiać. Chociaż z tyłu głowy nadal o tym myślałam, a i skręcony ze stresu żołądek nie pozwalał mi całkiem zapomnieć. 

<Crane?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz