czwartek, 11 lipca 2019

Od Edel "Czuję tylko zagubienie" cz. 4

Listopad 2023
Tamtego dnia wybiegłam z pokoju Crane'a jak największa idiotka. Z perspektywy czasu moje zachowanie wydaje mi się nieco irracjonalne, jednak wtedy nie widziałam innego wyjścia. Myśli kotłowały się w mojej głowie, a wahania nastroju zostały wzmocnione przez trwającą cieczkę. Może to nie było idealne wytłumaczenie, ale wówczas nie miałam lepszego.
Dopiero później, po kilku dniach zdałam sobie sprawę z tego, że byłam na wykończeniu. Nie podobały mi się zabawy w podchody, ciągłe zgadywanie oraz brak jakiejkolwiek pewności. Chciałam w i e d z i e ć, nawet jeśli nie zdawałam sobie z tego w pełni sprawy.
Czemu mu tego nie powiedziałam? Nie byłam przecież specjalnie dyskretna. Musiał się domyślać, jednak coś powstrzymywało go od działania. Jakiegokolwiek. Gdybym tylko się odezwała, mogłabym zakończyć ten stan pomiędzy - myślałam niemal każdego dnia.
Jednak, kiedy tylko go spotykałam, język stawał mi kołkiem, a ja popełniałam kolejne błędy. Basior zdawał mi się je wybaczać, ale... To musiało się skończyć. Tylko najpierw musiałam zebrać całą moją odwagę, której nigdy nie było zbyt wiele. Przynajmniej, kiedy chodziło o uczucia.

Styczeń 2024
Z czasem nad Białym Miastem pojawiły się chmury, z których spadał śnieżny puch. Na szybie (dziwaczny wynalazek zapewne zapożyczony od ludzi, który pozwalał na patrzenie na świat, nie wpuszczając jednocześnie zimna) powstawały mroźne wzory, każdego dnia inne, lecz niezmiennie piękne. W skrócie: nadeszła zima.
Przez ostatnie miesiące wiele razy rozmawiałam z Cranem. Sąsiedztwo basiora sprzyjało rozwojowi naszej relacji. Spotykaliśmy się już nie tylko na korytarzach, ale również na ulicach Białego Miasta. I nie były to przypadki, a zaplanowane wyjścia. Każde z nich rozpalały we mnie iskry nadziei, jednak nigdy nie zdecydowałam się powiedzieć mu tego wprost. Bałam się.
Któregoś dnia usłyszałam cichy stukot do moich drzwi. Kilka uderzeń w równych odstępach czasu. Nie musiałam otwierać, by wiedzieć kto to był. Crane zawsze pukał w idealnie ten sam sposób.
Na mój pysk automatycznie wstąpił uśmiech, kiedy ruszyłam szybkim krokiem w ich stronę. Żołądek - jak zwykle przed spotkaniem z nim - zacisnął się w miły sposób.
- Hej - powiedziałam, od razu odsuwając się, by wpuścić go do środka.
Na pysk samca również wkroczył szczery uśmiech.
- Cześć, E - przywitał się, wchodząc do pomieszczenia.
Zamknęłam za nim drzwi i gestem łapy wskazałam, żeby się rozgościł.
- Jak tam? - spytałam, siadając naprzeciwko niego.
- Po staremu w sumie - Samiec nieznacznie odwrócił wzrok, kiedy mówił. Zresztą już sam jego głos nie brzmiał szczególnie pewnie - Chciałem z tobą o czymś porozmawiać...
W pierwszej chwili jego słowa całkiem mnie zmroziły. Czyżby to właśnie miało być dzisiaj? Czy dzisiaj wyjaśnimy sobie wszystko, nie zważając na skutki, które może to ze sobą nieć? - myślałam gorączkowo. Minęło kilka długich chwil, zanim zdołałam się ogarnąć na tyle, by jakkolwiek odpowiedzieć. A i wówczas mój głos zdradzał dręczący mnie niepokój.
- Coś nie tak?
- Nie. Tylko... Mam dwie wejściówki na jeden koncert. I chciałem wiedzieć, czy masz czas dziś wieczorem. Wiesz, żeby ze mną tam pójść.
Westchnęłam w duchu, słysząc jego słowa. To to tylko koncert. Zwyczajne, przyjacielskie wyjście. Nic nadzwyczajnego. Mimo wszystko nie mogłam powstrzymać promiennego uśmiechu. Cieszyłam się z każdej chwili, którą mogliśmy spędzić razem.
- Bardzo chętnie z tobą pójdę.
Basior westchnął jakby... z ulgą? Zastrzygłam uszami, by upewnić się, że dobrze usłyszałam. Jednak gdy ten się odezwał, jego głos brzmiał zwyczajnie.
- Świetnie.
- Skąd właściwie je masz? - spytałam nagle zdając sobie sprawę, że pewnie musiał je kupić. Już dawno przyznałam mu się do mojej sytuacji finansowej, ale nadal nie chciałam, by wydawał na mnie zbyt wiele.
- Długa historia - odpowiedział, odchylając delikatnie uszu do tyłu.
Zerknęłam w stronę szafki, w której trzymałam drobną sakiewkę, gdzie były Bellos, które dostałam za pomoc w odnalezieniu Puszka.
- Jeśli chcesz, mogę ci za nie oddać. Wyjątkowo mam pieniądze.
- Nie, nie ma takiej potrzeby - odparł szybko.
Nie byłam specjalnie przekonana. Chciałam móc mu się jakoś odwdzięczyć za to wszystko, co dla mnie robił. A skoro już miałam te kilka Bellos... Drgnęłam w chwili, gdy do mojej głowy wpadł genialny pomysł.
- Już wiem! Co powiesz na to, że postawię ci kolację?
Crane uśmiechnął się.
- No... Dobra. Będziemy kwita.
To było oczywiste kłamstwo. Byłam mu winna o wiele więcej... Pomimo tego uśmiechnęłam się. Cieszyłam się z tego, że będę mu mogła jakoś zwrócić chociaż część tego, co on wydał na mnie.

<c.d.n.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz