piątek, 21 czerwca 2019

Od Asgrima "Polowanie na kocura" cz. 3

Początek września 2023
Uniosłem łapę i zastukałem w drewniane drzwi. W gruncie rzeczy nie spodziewałem się, że ktoś będzie w domu, więc nie mogłem opanować lekkiego zaskoczenia, gdy do moich uszu dotarł odgłos zbliżających się kroków. Zaledwie chwilę później drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a przez szczelinę wybiegło malutkie stworzonko. Drobna kuleczka błękitnej sierści na czterech krótkich łapkach w kilku susach znalazła się przy moich łapach, które niemal od razu zaczęła zapamiętale trącać pyszczkiem. Uśmiechnąłem się, gdy zagłębiłem delikatnie łapę w mięciutkim futerku. Zwierzątko odpowiedziało na tę pieszczotę głośnymi świstami zadowolenia.
- Tace, ile razy mówiłam ci, żebyś tak nie wybiegała?
Do moich uszu dobiegł surowy głos młodej wilczycy. Podniosłem wzrok i spojrzałem prosto na jej pysk. Nadal nie mogłem uwierzyć, że ta - jakby nie było - dorosła wadera była tą samą, której niegdyś pomagałem w nauce historii. Felicia wyrosła na piękną samicę i tym samym niemal idealną kopię swojej matki. Jedynie te złote ślepia, które wlepiła we mnie z zaskoczeniem, zostały odziedziczone po mnie...
- Tato, nie spodziewałam się ciebie tutaj... Czego chcesz?
- To w taki sposób witasz się z ojcem? - spytałem, unosząc brwi.
Felicia potrząsnęła łbem i podeszła bliżej, by móc mnie przytulić. Gdy tylko mnie objęła, Tace zaczęła skakać wokół nas i poświstywać, próbując zwrócić na siebie naszą uwagę.
- Tace! - upomniała ją moja córka, gdy tylko się odsunęła. Kaibed jednak wcale nie przejęła się surowym tonem wilczycy i z radością doskoczyła do jej łap, o które zaczęła się ocierać. Przyglądałem się z uśmiechem, jak wyraz pyska wadery łagodnieje pod wpływem zachowania Tace.
- Jesteś niemożliwa - skomentowała i pogłaskała ją po główce. Tace odpowiedziała kolejnym świstem.
Miałem właśnie się odezwać, gdy gdzieś z głębi domu dobiegło nas głośne miauknięcie. Wymieniłem spojrzenia z Felicią, która niemal od razu opuściła wzrok. Pomimo tego na jej pysku widniał nieco łobuzerski uśmiech.
- Kolejny? - spytałem.
Skinęła głową.
- Kolejny.
Westchnąłem i wskazałem łapą drzwi, które nadal były otwarte na oścież. Felicia szybkim ruchem ogona rozkazała mi, żebym podążył za nią, co też zrobiłem.
Wnętrze domu było, delikatnie mówiąc, zagracone. Dosłownie w każdym kącie znajdowały się jakieś przedmioty przeznaczone dla towarzyszy. Poza tym na korytarzu można było również spotkać różnego rodzaju zwierzęta. Każdy z nich witał się ze mną na swój własny sposób. Felicia umiała je wychować. Byłaby cudowną (choć może też trochę zwariowaną) matką.
Zaprowadziła mnie do pomieszczenia, które niegdyś musiało być salonem. Teraz jednak przypominało raczej miejsce grupowego odpoczynku. Wszędzie znajdowały się różnej wielkości posłania. Niektóre z nich były zajęte (przez kolejno gryfa, xerala i jakieś stworzonko, które nawet nie wiedziałem jak nazwać), choć przeważał te puste.
W centrum pomieszczenia były dwa koty, które syczały na siebie z pełnym niezadowoleniem. Większy z nich miał czarne, poprzetykane bliznami i sklejone od brudu futro. Krótka sierść była nastroszona, a pazury wyciągnięte. Niewątpliwie próbował wystraszyć swojego nowego znajomego. Marlin jednak nie miał zamiaru się poddać i dzielnie walczył o... To o cokolwiek był ten spór.
- Nereus, Marlin, uspokójcie się! Co się tutaj dzieje? - zawołała Felicia.
Marlin odwrócił się w naszą stronę i w kilku susach dobiegł do łap wadery, o które od razu zaczął się ocierać, widocznie szukając pomocy.
- To ten nowy ciągle się rzuca! - poskarżył się głośno - Z nim jest coś nie tak, przysięgam!
Felicia nachyliła się w stronę kociaka i powiedziała mu na ucho, tak by czarny kocur tego nie usłyszał:
- Marlin, musisz go zrozumieć. Wychował się samotnie na śmietnikach. Trochę minie zanim nauczy się żyć wśród innych.
Mówiła łagodnym tonem, niczym matka tłumacząca coś swojemu dziecku. Zawsze przybierała ten ton wobec swoich podopiecznych, nawet gdy sama była jeszcze szczeniakiem.
- Nie, Felicio - Kocur pokręcił zdecydowanie łbem - On tu zwyczajnie nie pasuje.
- Marlin, proszę cię... - zaczęła, jednak towarzysz nie miał zamiaru jej słuchać. Odwrócił się i wyszedł, kręcąc z niezadowoleniem długim ogonem.
Wilczyca westchnęła głośno i przeniosła wzrok na swojego nowego podopiecznego. Uśmiech zniknął z jej pyska.
- Nie przejmuj się, Nereusie. Marlin jest marudny, ponieważ od dawna był moim jedynym kotem... - wyjaśniła. - To jest mój tata, Farell. Tato, poznaj Nereusa. Znalazłam go na śmietnisku w zachodniej części miasta.
Nereus skierował na mnie spojrzenie szarych oczu. Nie przypominało ono takiego, które widywałem u innych zwierzaków. Wydawało się... puste?
Wysiliłem się na uśmiech.
- Miło mi cię poznać, Nereusie.
Kocur nie odpowiedział, tylko nadal patrzył tymi swoimi dziwnymi oczyma. Pod jego wzrokiem zaczynałem odczuwać nieco irracjonalny niepokój. Irracjonalny, no bo co mógł mi zrobić zwyczajny kot?
W końcu, gdy cisza zaczynała się mocno przeciągać, Felicia postanowiła go upomnieć:
- Co się mówi?
- Mnie ciebie też - bąknął. Miał niski i zachrypnięty głos, który brzmiał tak, jakby kocur nie korzystał z niego zbyt często. Musiał być naprawdę małomówny.
- Bardzo dobrze, mój drogi. Jeszcze będzie z ciebie towarzysz. - Wilczyca uśmiechnęła się promiennie. - Tymczasem wybacz nam, ale idziemy do kuchni. Jeśli chcesz, możesz do nas dołączyć.
Nereus przeniósł na nią spojrzenie pustych oczu.
- Obejdzie się - powiedział i bez słowa pożegnania ruszył w przeciwnym kierunku.
Felicia wzruszyła ramionami i zachęciła mnie gestem łapy, bym podążał za nią. W ciszy przeszliśmy do kuchni - malutkiego, lecz niezwykle przytulnego pomieszczenia o żółtych ścianach. Samica niemal od razu zmieniła swoją formę na ludzką i z pomocą dłoni zaczęła przygotowywać herbatę. Jej ruchy były szybkie i precyzyjne, za co ją podziwiałem. Moje zdolności manualne czy też ogółem przemiany leżały. Minęło zaledwie kilka chwil, a już przede mną znalazł się spodek z parującą cieczą. Felicia trzymając w dłoniach własny kubek, usiadła obok mnie.
- Przepraszam za niego... - rzekła w którymś momencie. Zmarszczyłem brwi, w pierwszym momencie nie rozumiejąc co właściwie miała na myśli. - No wiesz, za Nereusa. Trochę minie zanim nauczy się żyć wśród innych. Szczerze mówiąc, to obawiam się, że to nie nigdy nie nastąpi...
Wyciągnąłem łapę i delikatnie położyłem ją na jej dłoni.
- Nauczy się. Ma w końcu cudowną opiekunkę.
Na pysk wadery wstąpił blady uśmiech.
- Mam nadzieję. Nie chciałabym go usypiać, a wiesz jaki los spotyka niektóre stworzenia...
- Nic takiego się nie wydarzy - uspokoiłem ją. - W końcu nie jest twoim pierwszym "nawróconym".
- Ale za to z pewnością jednym z najgorszych... - westchnęła i wróciła do picia własnej herbaty.

Koniec października 2023
Wiedziałem, że coś było nie tak od momentu, w którym zauważyłem otwarte na oścież okno oraz białą firanę, która powiewała na lodowatym wietrze. Nie miałem okazji tego widzieć, ale byłem pewien, że parapet od wewnątrz był cały mokry od deszczu, który siekł obficie od dłuższego czasu. Felicia była raczej istotą ciepłolubną, więc nie zostawiałaby okna w taki sposób, a tym bardziej w taką pogodę.
Drugą rzeczą, która mnie zaniepokoiła, była całkowita cisza za drzwiami. Niemała grupa towarzyszy zamieszkujących ten dom nie potrafiła zachować milczenia przez dłuższą chwilą. Zawsze zza ścian wydobywało się radosne świergotanie, miauczenie czy ogólny gwar rozmów. Tym razem musiałem zacząć naprawdę nasłuchiwać, by do moich uszu dotarł żałosne piszczenie jakiegoś stworzenia. To właśnie ono było trzecim powodem, dla którego moje serce znalazło się w gardle.
Nie czekając na zaproszenie, otworzyłem drzwi i omal nie zderzyłem się z małym kotkiem o białej sierści, który wybiegł zza rogu. Kiedy ten mnie zauważył, pisnął przerażony i odskoczył, strosząc futerko. Minęła chwila zanim mnie rozpoznał, by zaraz potem przypaść do moich łap.
- F-Farell, to ty! - pisnął, nadal strosząc futerko - Stało się coś strasznego...
To coś, co dotychczas zaciskało się w moim gardle, teraz przejęło większość ciała. Skierowałem na kociaka pytające spojrzenie, jednocześnie obawiając się odpowiedzi. Wydaje mi się, że częścią siebie już wiedziałem i teraz miał nadejść moment, w którym miałem się jedynie upewnić, że miałem rację.
Młody towarzysz nie odpowiedział, tylko wskazał mi, w którą stronę miałem iść. Nie czekając na niego, poszedłem w odpowiednim kierunku i niemal od razu zauważyłem grupę podopiecznych mojej córki. Stali wokół czegoś, jednak nie byłem w stanie nic dostrzec przez ich nieruchome ciała. Podszedłem do nich, co zauważył jakiś mały hipogryf, który dał znać reszcie. Grupa zaczęła odwracać się w moją stronę, a z ich oczu spływały łzy.
- Tak mi przykro, Farell. Nereus... On uciekł, gdy tylko... - powiedział ktoś, jednak jego słowa zdawały się przepływać gdzieś obok mnie.
Towarzysze rozstąpili się, ukazując mi nieruchomą sylwetkę. Zszokowany dopadłem zmasakrowanego ciała i przytuliłem je mocno do siebie. Z moich oczu płynęły łzy, a w gardle tworzył się niemy wrzask żałości. W jednej chwili zrozumiałem.
Moja jedyna córka została zamordowana przez stworzenie, któremu chciała stworzyć dom...

<C.D.N.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz