piątek, 21 czerwca 2019

Od Lind "Gdzie jest Wichura?" cz. 1 (cd. chętny)

Koniec grudnia 2023
- To ty Lind? - usłyszałam za sobą jakiś niski głos. 
Odwróciłam się. Pośród przechodniów wypatrzyłam pewnego osobliwego basiora. Tylko on jeden stał w miejscu i spoglądał w moją stronę. Zmrużyłam oczy i omiotłam wzrokiem tę sylwetkę. Obcy miał szare, puszyste futro i dosłownie połowę ciała zrobioną z lodu; część pyska, ucho, kawałek klatki piersiowej, prawy bok i obie prawe łapy. Spoglądał na mnie własnymi, błękitnawymi oczami, które zachował w całości.
Patrzyłam na tego osobnika, jakbym nie miała pewności, czy to na pewno on mnie wołał po imieniu. Nie było jednak mowy o pomyłce.
- Skąd znasz moje imię? - rzuciłam odrobinę zdezorientowana.
- Nie poznajesz mnie... Nic dziwnego - Spuścił głowę i przechylił ją tak, że widziałam teraz tylko jej, nazwijmy to, zwyczajną część. Wtedy w mojej głowie odblokowało się odpowiednie wspomnienie, które pozwoliło mi go rozpoznać 
- Freeze? - wydusiłam, otwierając szeroko oczy ze zdumienia. - Co się z tobą stało?! 
Basior podniósł wzrok z powrotem na mnie. 
- To była cena... - zaczął, podchodząc bliżej. - ...zapanowania nad mocą pewnego artefaktu zwanego Mroźną Burzą. Być może nie pierwszy raz słyszysz tę nazwę. 
Miał rację. Baldor wspomniał tem sam przedmiot, kiedy mówił o osobniku, który wtargnął do jego komnaty i odebrał mu Kamienny Las. Zrozumiałam, że teraz wszystko wskazywało, iż to właśnie Freeze jest tym "złodziejem". W najśmielszych snach bym się nie spodziewała takiego splotu wydarzeń. Myślałam, że nasze drogi nigdy się już nie spotkają. A szczególnie nie w taki sposób!
- To był spadek, po który wyruszyłem. Pamiętasz? 
- Oczywiście - odparłam, marszcząc nieco czoło. Podświadomie obniżyłam ton głosu. - To był powód, dla którego odrzuciłeś moją propozycję na wspólną wyprawę.
Poczułam w sercu dawne ukłucie.
Jak dumnym bucem trzeba być, żeby nie odezwać się o takiej sprawie nawet słowem?
- Właśnie, wyprawę... Zdobyłaś Wichurę, jak chciałaś? - spytał Freeze, jak gdyby nigdy nic.
Spojrzał mi prosto w oczy. Stąd mogłam zauważyć, że jego tęczówki stały się niemal zupełnie białe. Wyglądało to ciekawie, a zarazem odrobinę niepokojąco.
- Tak. Zrobiłam to sama, bez twojej pomocy - wycedziłam z wyrzutem.
Chciałam teraz rzucić w jego stronę wszystko, co leżało mi na sercu od tamtego dnia. 
- Dobrze. Więc mi ją oddaj - zażądał basior.
- Co proszę?! - Poczułam, że futro na moim karku zjeżyło się.
- Widzę po tobie, że nie zapanowałaś nad jej mocą, więc nadal posiadasz ten artefakt. Masz mi go oddać - oznajmił z naciskiem. 
- O czym ty mówisz, Freeze?! - wybuchłam. - Wymieniłam klucz na ten artefakt! Wichura Płomieni jest m o j ą własnością! 
- Nie. Jeśli nie pokonałaś Strażnika, nie powinnaś jej mieć! - warknął w odpowiedzi basior. 
- Ty także go nie pokonałeś!
- Dałem jej klucz. Mi przysługuje prawo do tego - akcentował każde słowo tego zdania.
- Mówię o Strażniku Lasu! - rzuciłam, zanim jeszcze dotarł do mnie sens jego poprzedniej wypowiedzi. 
- Lasu..? Skąd o tym wiesz? - zmieszał się wilk.
- Strażnik Lasu poluje na ciebie - Odsłoniłam odrobinę kły. - Nie zabiłeś go, ale zabrałeś artefakt. 
- Próbujesz mnie przestraszyć? 
- Tylko cię ostrzegam. Ze względu na "dawną przyjaźń" - prychnęłam. 
- Ewidentnie nie rozumiesz o co w tym chodzi, Lind - burknął Freeze.
- Oświeć mnie w takim razie - rzuciłam lekceważąco. 
- Te artefakty to dorobek rodziny; zostawiony w spadku przez średniowiecznego władcę. Ja jestem dziedzicem, ty nie. Stara wariatka oddała klucz jakiemuś żałosnemu podrzutkowi - mruknął pogardliwie basior, odwracając wzrok.
- Co ty powiedziałeś?! - Pokazałam kły w pełnej okazałości. 
- Odnoszę wrażenie, że usłyszałaś każde słowo.
W sekundę przywołałam skrzydła z wiatru i jednym susem dopadłam basiora. Przydusiłam go na ściany i warknęłam donośnym głosem:
- Odszczekaj to! 
- Bo co? - usłyszałam w odpowiedzi.
W tym momencie poczułam solidne uderzenie w brzuch. Odrzuciło mnie to dobre kilka metrów. Obiłam się o bruk i przetoczyłam po śniegu. Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam, że Freeze stanął tuż nade mną. 
- Gdzie jest Wichura? - spytał ostro.
Postanowiłam nie być mu dłużna i też użyłam swoich mocy, by zadbać o własną przestrzeń osobistą. Pół-lodowy-gargulec został rzucony przez nagłe uderzenie wiatru na ścianę pobliskiej kamienicy. Wstałam z ziemi i stanęłam gotowa do dalszej walki. Kątem oka dostrzegłam, że wszelkie stworzenia znajdujące się na tym małym placyku zaczęły ewakuację. Tymczasem basior zagwizdał przez zęby. Wtedy spod bruku wyrosło kilka ostrych sopli lodu. Dwóch zdołałam uniknąć, ale trzeci zranił mnie w nogę. Na szczęście Medalion Nieśmiertelności sprawił, że zamiast bólu poczułam tylko lekkie mrowienie. Uderzyłam łapą w jeden z sopli, żeby sprawdzić, czy mogę go złamać. Lód skruszył się bez większego oporu. Schwyciłam więc ten długi, ostry szpikulec w zęby, podrzuciłam i używając wiatru, wymierzyłam prosto w basiora. Freeze sprawnie uniknął pocisku i ruszył w moją stronę. Zauważyłam, że jego przednia, lodowa łapa zaczęła zmieniać kształt. Po chwili kończyły ją znacznie większe i dłuższe pazury. Kiedy Freeze znalazł się dostatecznie blisko, spróbował mnie nią zaatakować. Odbiłam wszystkie jego ciosy, używając swojego żywiołu. 
- Musisz się bardziej postarać, padalcu! - rzuciłam prześmiewczo.
Następnie skumulowałam moc, by uderzyć przeciwnika z całej siły wiatrem. Zanim jednak zdążyłam ocenić, czy to coś dało, ktoś podciął mi nogi. Przewróciłam się i uderzyłam głową w bruk. Jęknęłam z bólu. Oparłam łapy na ziemi i wstałam, jednak zostałam znów powalona na ziemię. Tym razem z pewnością przez Freeza. Basior zacisnął łapę z lodu na mojej szyi. 
- Powtórzę; gdzie jest Wichura?! - warknął. 
Nie odpowiedziałam mu. Zamiast tego, splunęłam na ten paskudny pysk. Następnie złapałam wiatrem jego kanciastą łapę. Spróbowałam się uwolnić, lecz uścisk był zbyt silny. 
- Lepiej będzie dla ciebie, jeśli zaczniesz wreszcie gadać! 
Powoli brakło mi tchu. Miałam ochotę znów rzucić jakimś złośliwym tekstem, ale wkrótce moim priorytetem stało się znalezienie sposobu, na odzyskanie swobody oddychania. Skumulowałam w sobie moc i uderzyłam Freeza jeszcze raz wichrem. Celowałam przede wszystkim w głowę. Ten ruch zdał egzamin. Oszołomiony basior zachwiał się, po czym rozluźnił nieco palce lodowej łapy. Nie tracąc ani chwili, wyrwałam mu się i stanęłam z powrotem na własne cztery nogi.
Wtem moich uszu dotarły jakieś głosy, którym wtórowały uderzenia parunastu łap. Spróbowałam wyłapać chociaż kilka urywków zdań. To był błąd. Rozkojarzyłam się, a basior wykorzystał ten moment, żeby znów zaatakować za pomocą swojego żywiołu. Przymroził mi trzy łapy do podłoża, po czym rzucił we mnie kulą energii. Na chwilę pociemniało mi przed oczami. Poczułam jednak, że zdołałam uwolnić łapy. Kiedy odzyskałam orientację, co gdzie jest, dostrzegłam, że Freeze już nie atakował. Spoglądał gdzieś za mnie i pokazywał coś komuś gestem. 
Odwróciłam się. Kawałek dalej stała jakaś drobna, dwunoga istota w ciepłym ubraniu z futrzanym kapturem. W łapie ściskała długą włócznię. Dostrzegłam na jej pyszczku czaszkę kota, a raczej czaszko-hełm. W odpowiedzi na niemy rozkaz Freeza, stworzenie wzięło swoją broń w pysk i wspinając się po ścianie kamienicy uciekło z pola widzenia. Ostatnim, co widziałam, był biały, jakby-lisi ogon. Dopiero po ruchach rozpoznałam, że to była samica. Strażniczka..?
Wtedy dostrzegłam, jak z jednej z alejek wyłoniło się kilka wilków i ludzi w zbrojach. Nie ulegało wątpliwości, że to była straż z Białego Zamku. 

<Chętny?>

Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz