piątek, 21 czerwca 2019

Od Cess „Gdy lis spotka wilka” cz.2

Listopad 2023 r. 
- Tak, pomogę - powiedziałam, gdy znalazłam się tuż przy ich stoliku. Obecni samce wymienili się porozumiewawczym spojrzeniem, jakby była to decyzja życia. Nieważne kogo. Cisza robiła się coraz dłuższa, sprawiając, że poczułam się niezręcznie. Postanowiłam ją przerwać i jakoś przedstawić swoje atuty, czy cokolwiek, co mogłoby pomóc im w tej jakże trudnej decyzji. - Umiem doskonale panować nad wodą czy innymi płynami. Poza tym, mam ostre zęby, rogi… a w zasadzie półtora rogu… 
- Właśnie widzę… - burknął kojot, który wciąż przyglądał się mi uważnie. Po chwili, pochwycił w łapy końcówkę mojego ogona i obejrzał dokładnie płetwę. - Ciekawa z ciebie mieszanka… Co potrafisz zrobić z tym ogonem? 
- Utrudniać innym życie - skrzywiłam się lekko i podążyłam wzrokiem w stronę karczmarza, wzdychając cicho. Bo nic innego nie potrafię - pomyślałam i zwróciłam się z powrotem w kierunku kojota. - Ułatwia mi też pływanie, no i dzięki niemu przybrałam na sile. Co, jak co, ale on leciutki nie jest. 
- Umiesz zmieniać się w człowieka? - spytał kocur z lekką pogardą, cały czas mając na mordzie kpiący uśmiech. Warknęłam cicho pod nosem. Ten osobnik nie potrafił zaakceptować faktu, że nie jestem taka kiepska na jaką wyglądam i starał znaleźć słabszy punkt.
- Jeszcze nie - prychnęłam, podkreślając pierwsze słowo. Prawdę mówiąc, raczej nie miałam takiego zamiaru, lecz nie chciałam, aby stracili zainteresowanie. Może kiedyś dałabym radę się przełamać, choć na pewno nie byłoby to dziś. - Zresztą, po co miałabym to umieć? 
- By ułatwić sobie łapanie lisa - kot pokręcił łbem. W sumie nie pomyślałam o tym, jednak nie traciłam nadziei. Byłam pewna, że dam radę bez tej zdolności. Wzruszyłam, więc tylko ramionami.
- Dobra, jak wygląda ten wasz kolega? - uniosłam brew, zmieniwszy temat i czekając na odpowiedź.
- Dość wysoki, smukły lis, który posiada rozciętą brew. Jego sierść przybiera ładny, czerwonawy odcień. Zachowuje się dość sceptycznie, jak to na lisią naturę przystało. Spróbuj mu jakoś nie ulec lub zamącić sobie w głowie - powiedział spokojnie szary basior swoim niskim tonem. Chrząknął kilka razy, a następnie podrapał się po nosie. - To chyba wszystko. Powinnaś go znaleźć raczej gdzieś tu w mieście, niż na obrzeżach Królestwa. Lubi wpasowywać się w tłum. 
- Gdy go znajdziesz, przyprowadź go do nas. Będziemy gdzieś w tej okolicy, chyba trafisz? - odrzekł kocur, a ja pokiwałam lekko głową, dając mu do zrozumienia, że wiedziałam jak tu trafić. 
- Dziękuję - odparłam krótko i pospiesznie ruszyłam w stronę wyjścia. Byłam pewna, że już teraz nic mi nie przeszkodzi ze znalezieniem go. Przecież lisy wyróżniały się swoim wyglądem, głównie przez swój puchaty ogon. 
Znalazłam się na zewnątrz. Wiatr uderzył mnie prosto w pysk, sprawiając, że mimowolnie przymknęłam oczy. Straciłam chwilowo orientację w terenie i nie do końca wiedziałam, gdzie się znajduję oraz w którą stronę podążyć. Droga jaką przebyłam, aby znaleźć się w tym miejscu, wynikła z śledzenia dwóch samców. Nie skupiłam się na zapamiętaniu szczegółów. W tym tkwił mój problem. Fuknęłam pod nosem, skręcając w lewo. Nie chciałam marnować czasu na zbędne wyliczanki. Stąpałam równo po czystym chodniku i nie oglądałam się za siebie. Co jakiś czas zerkałam na boki, by sprawdzić czy w pobliżu nie dostrzegę przypadkiem rudego jegomościa.
Rudego... Moje myśli w tamtym momencie, powędrowały w zupełnie inną stronę, niż powinny. Z głową w obłokach, rozmyślałam o wszystkich rudych, tajemniczych nieznajomych wilkach, jakie dotychczas spotkałam. Nie było ich zbyt wiele, lecz każdy zostawił coś po sobie, gdzieś w resztkach mojego serca. Dziwnie się z tym czułam. Nie przywykłam do takich myśli oraz uczuć. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę na kogoś zwracać uwagę. Nadal nierealną sprawą było to, że ja mogłabym kogoś zainteresować. Ta nieprzyjemna sentencja sprawiła, że gwałtownie wróciłam na ziemię, z powrotem do Białego Królestwa, na bliskie spotkanie z lampą uliczną. Nie było to nasze pierwsze zetknięcie. Zadudniło mi w uszach, a łeb zaczął mnie boleć. 
- Brawo… - warknęłam sama do siebie. Pokręciłam lekko obolałą głową, aby potem rozejrzeć się uważnie. Sprawdzałam, czy nie miałam zbyt wielu świadków, przy tym wypadku. Nikt jednak nie zwrócił na mnie większej uwagi. Ucieszył mnie ten fakt, ponieważ miałam już dość krępujących sytuacji. Szczególnie, jak świadek to basior… - Dość! - krzyknęłam sama do siebie, potrząsając gorączkowo łbem. Skarciłam się w myślach mianem „idiotki” i ruszyłam, czym prędzej dalej. Chyba jednak ktoś mógł mnie zauważyć… 
Musiałam skupić się na misji, której się podjęłam. Nie mogłam zawieść kolejnych osób. Lista z dnia na dzień zapewne powiększała się, a ja nie miałam na to żadnego wpływu. Moje zachowanie i głupota przyczyniały się do tych wszystkich, złych rzeczy, jakie przydarzyły się moim bliskim. Miałam jedno, jedyne postanowienie na tamten moment. Znaleźć lisa i dostarczyć go do nich. Była to moja priorytetowa sprawa. 
Skręciłam w jedną z ulic i szłam jej lewą stroną, aż dotarłam do kolejnego rozwidlenia. Znów ruszyłam w lewo, rozglądając się po stojących przy drodze budynkach. Były dla mnie zupełnie obcym widokiem. Miasto przytłaczało mnie niemiłosiernie. Czułam się jak w klatce, ale za to jakiej ładnej. Wszystko różniło się od lasu i dziczy, do których przywykłam. Wolałabym wrócić do domu. Tego pierwszego, do ruin. Nie trafiłabym tam jednak za nic w świecie. Za daleko… Skręciłam w kolejną uliczkę, już którąś z kolei. Z reguły nie byłam typem myśliciela, lecz coś co tkwiło we mnie, postanowiło męczyć mnie w głowie. Nie dało racjonalnie myśleć, sprawiając, że co chwilę uciekałam myślami, gdzieś daleko. 
- Zataczasz koło - mruknął ktoś nagle, na co znów zostałam wyrwana z małego transu. Rozejrzałam się poddenerwowana, szukając źródła tajemniczego głosu. Przyjęłam pozycje obronną, kręcąc się powoli, wokół własnej osi. Usłyszałam zduszony śmiech.
- Kim jesteś i gdzie jesteś? - warknęłam, lecz nie dostałam nic w odpowiedzi. Samą ciszę. 
Popatrzyłam po budynkach, które mnie otaczały. Ujrzałam karczmę. Tą samą, z której jeszcze kilkanaście minut temu wyszłam. Faktycznie krążyłam bez celu, trafiając w to samo miejsce. 
- Jesteś porażką. - szepnęłam do siebie, skręcając tym razem w prawo. By nie popełnić tego samego błędu, postanowiłam się skupić oraz następnym razem, skręcić w lewo. Nie chciałam zrobić kolejnego kółka. 
Trafiłam w mniej ruchliwą dzielnice Białego Miasta. Było tu mniej ludzi, czy jakby to sprecyzować - mniej osób, które mogły zmieniać się w ludzi. Praktycznie same czworonożne postacie. Od wilków po koty. Było mi tu jakoś lżej i przede wszystkim lepiej. Brak gwaru głównych ulic, był dla mnie małym zbawieniem. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam się rozglądać. Uważnie i ze skupieniem. Przed oczyma migały mi różnokolorowe futra mieszkańców. Jednak, ani razu nie ujrzałam rudawej sierści. Skrzywiłam się, stwierdzając, że może nie był to zbyt dobry pomysł. Musiałam przetrzepać całe miasto, co do łatwych zadań nie należało. Było to cholernie trudne. Nie rozumiałam, czemu się wepchnęłam w to bagno i jakie mogą być tego konsekwencje. 
Nagle w oddali coś dostrzegłam. Rudawy ogon. Tak, to musiał być on. Innej opcji tu nie widziałam. Pobiegłam czym prędzej za nim, mając nadzieję, że daleko nie ucieknie. Skręciłam w pierwszą uliczkę, a następnie w drugą. Biegłam ile miałam sił w moich łapach. Czułam się jak na treningu, podczas pokonywania toru przeszkód. Tak, dokładnie takie samo uczucie. Podążałam za nasilającym się zapachem, należącym do lisa. Od razu gdy przed moimi oczami pojawił się rudy kolor, rzuciłam się w jego stronę. Dosłownie, wskoczyłam na posiadacza ogona. 
- Co pani robi?! - ani trochę nie zabrzmiało to jak męski głos. Odskoczyłam zawstydzona i spojrzałam na samicę, która wydała jeszcze chwilę temu piskliwy krzyk. Podkuliłam się, omijając kontaktu wzrokowego. 
- Prze-przepraszam… - powiedziałam cicho i ledwo zrozumiale. - Potknęłam się… 
- Jeszcze się policzymy! - fuknęła na mnie odchodząc. Patrzyłam na nią, aż do momentu, gdy zniknęła za rogiem budynku. Podniosłam głowę ku górze i nabrałam powietrza do płuc. Było ono chłodne oraz nieprzyjemne. Nie wiedziałam, co miałam ze sobą zrobić. Znów usłyszałam ten sam, wredny śmiech. Rozejrzałam się gorączkowo, lecz i tym razem nikogo nie mogłam zobaczyć. Byłam sama i to mnie bardzo niepokoiło. 
- Że ty masz mnie złapać? - samiec parsknął, wprawiając mnie w złość. Echo odbijało się od ścian, sprawiając, że nie mogłam znaleźć źródła dźwięku. Moja irytacja sięgała zenitu. 
- Pokaż się, tchórzu! - ryknęłam, stając w pozycji, z której byłam gotowa zaatakować. Chyba znalazłam lisa lub to on znalazł mnie. 


<C.D.N.>


Uwagi: "Niepokoiło" piszemy łącznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz