piątek, 21 czerwca 2019

Od Crane'a "Błyskawice"

Listopad 2023
Wróciłem w to samo miejsce. Znów bez Naszyjnika Nieśmiertelności; znów po to, by walczyć. Zastanawiałem się, który będzie dzisiaj moim przeciwnikiem. Przejechałem wzrokiem po zbierających się wilkach i innych stworach. Natychmiast wyczułem strach wielu z nich. Przychodzący tu pierwszy raz, obawiali się konsekwencji angażowania w nielegalne walki. Stali bywalcy, którzy stawiali większe sumy, obawiali się swoich oszczędności. Zacząłem poszukiwać lęku przed walką, po którym miałbym szansę rozpoznać przeciwnika. Jednakże, pomimo maksymalnego skupienia, nie znalazłem tego rodzaju strachu. Więc ten tajemniczy jegomość albo jeszcze nie przyszedł, albo wcale nie przejmował się starciem. 
Wszyscy czekali w napięciu kolejne paręnaście minut. Dopiero wtedy z tłumu wyszła smukła wadera o złotorudym umaszczeniu. Poprawiła supeł sznurka, który trzymał jej kręcone włosy w jednym miejscu, po czym podniosła wzrok na mnie. Utrzymując kamienny wyraz pyska, ruszyłem w wyznaczone miejsce starcia. Nie śpieszyłem się. Postanowiłem wykorzystać czas na ocenienie lęków tej wilczycy i opracowanie sposobu ich wykorzystania. Wyczułem, że bała się wielkich wysokości. Nie byłem pewien czy to mi w czymś pomoże. Pewnie iluzja związana z tym aspektem kosztowałaby bardzo dużo energii. Badałem sytuację dalej. Odnalazłem w umyśle wadery także strach przed wodą, związany z pewnym traumatycznym wspomnieniem. Niestety, w grę znów wchodziły skrajne sytuacje: musiałaby mieć do czynienia z prawdziwą głębiną, by ogarnęła ją panika. 
Wkroczyłem na arenę. Co jeszcze mógłbym wykorzystać? Lęk przed odrzuceniem przez ukochanego, który stoi tam w tłumie? Obawę, że jak wróci do domu, to zastanie rodzinny sejf pusty? Im dłużej szukałem, tym mniej przydatne informacje znajdywałem. Zrozumiałem, że najwyżej zostają mi jej lęki przed wysokością i morską głębiną. Dobrze... musi mi to wystarczyć.
Stanąłem naprzeciwko przeciwniczki. Kiedy tylko usłyszeliśmy sygnał, wadera natychmiast rzuciła się w moją stronę. Rdzawe futro zjeżyło się, a od jej ciała do ziemi zaczęły przeskakiwać złote pioruny. Jak tylko odbiła się od ziemi, użyłem swojej mocy by nagle "umieścić" przeciwniczkę nad przepaścią. Pioruny zniknęły, a ja zdołałem uniknąć jej na wpół ślepego ataku. Postanowiłem od razu wykorzystać tę okazję do kontrofensywy. Rozdziawiłem pysk i zamachnąłem łbem, by wbić kły w przeciwniczkę. Wtedy jednak poczułem parzący ból, który rozszedł się od szczęki po całym ciele. Zostałem odrzucony kilka metrów dalej. Oszołomienie minęło dopiero po kilku sekundach. Do tego czasu oponent był już w pełni świadomości; moja iluzja zniknęła zupełnie. Zanim zdążyłem wstać, wadera rzuciła w moim kierunku kulą energii. Pokracznie "odskoczyłem" w bok. Z miejsca, które trafiła wilczyca, poderwał się kurz i drobne kamyczki. Część z nich sięgnęła do moich oczu. Syknąłem. Niemal już zupełnie oślepiony, zacząłem się wycofywać. Usłyszałem zdecydowane kroki. Spróbowałem znów wytworzyć w umyśle wadery jakąś wizję, ale nie utrzymałem jej długo. Kolejna fala bólu wywołana uderzeniem elektryczności, skutecznie odwróciła moje myśli od tego zadania.
Przy następnym ataku wilczycy zostałem podrzucony nieco w górę, by ułamek sekundy później uderzyć w ziemię. Kiedy znów oberwałem kulą energii, potoczyłem się aż pod łapy widowni. Z mojego gardła wyrwał się rozpaczliwy ryk. W zaciśniętych oczach stanęły łzy bólu. Miałem dość. Dość! 
Rozumiałem, że już przegrałem. Nie byłem w stanie walczyć, bronić się, uciekać. Leżałem tylko zesztywniały, próbując nie stracić zmysłów przez nieustępujący ból fizyczny obejmujący całe ciało. Uchyliłem oczy, przemyte z piachu przez łzy. Dostrzegłem wilcze łby skierowane w moją stronę. A potem kolejne wirujące pioruny. Wtedy po raz kolejny zostałem rzucony o ziemię. Chciałem jakoś dać sygnał, że władczyni elektryczności wygrała. Ale... nie mogłem. 
Potem straciłem świadomość. Przyjąłem ten stan z prawdziwą ulgą. Co mi tam porażka. Ważne, że to koniec bólu. 

Uwagi: brak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz